Dom Dla wszystkich Wywiad z Damianem Chrobakiem na temat fotografii ulicznej

Wywiad z Damianem Chrobakiem na temat fotografii ulicznej

30 min odczyt
0
2
1,705
Fotografia uliczna

Czym dla Ciebie jest fotografia uliczna?

Podejściem do życia. Gdyby nie fotografia uliczna, którą odkryłem po przyjeździe do Londynu, pewnie nie byłbym człowiekiem, którym teraz jestem. Przeszedłem długą drogę. Gdy jechałem do Anglii, naprawdę mało wiedziałem o fotografii. Później zauważyłem, że w każdej księgarni jest mnóstwo albumów i zacząłem je kolekcjonować. Moja nauka fotografii ulicznej to było przyglądanie się obrazom, od TheAmericans Roberta Franka, przez Europeans Henri Cartier-Bressona, po prace Andre Kertesza. Te zdjęcia swoją prostotą, ale też kompozycją mnie rozwalały”. Kupiłem aparat i zacząłem chodzić po mieście. Trzy lata robiłem zdjęcia, myśląc, że jestem jednym z lepszych fotografów na świecie. Wysłałem swoje prace do angielskich fotografów. Szybko sprowadzili mnie na ziemię. Przypomniały mi się słowa Wojciecha Prażmowskiego, który na zajęciach powtarzał nam „Fotografia to w dużym stopniu pokora”. Zacząłem wszystko od nowa. Obrazy zaczęły do mnie przychodzić. Teraz wiem, czego oczekuję od zdjęć uwielbiam być łowcą na ulicy, lecz nie każdy, kto ma aparat i robi zdjęcia na ulicy, jest fotografem ulicznym.

Co to zatem znaczy: być fotografem ulicznym?

Mam świadomość tego, co robię i po co to robię, /loże teraz moje fotografie nie są zbyt mocne, ale jestem pewny, że za 20 lat ktoś, kto spojrzy na moje zdjęcia zrobione w Londynie, wróci do tych stylówek, zobaczy, że to jest dobry dokument o tym miejscu. Nie chcę się porównywać z Robertem rankiem, który objechał Stany Zjednoczone, zrobił znakomity dokument fotograficzny, a mimo to nikt w ówczesnym czasie tych prac nie chciał pokazać. Teraz wszyscy się nimi zachwycają! Za kilkanaście lat moje zdjęcia będą zapisem miejsca i czasu, tego, jak ludzie się ubierali, zachowywali itd.To zapis zwykłych, codziennych, rutynowych zajęć, tylko zauważonych w inny sposób. Czuję, że zrobiłem kawał dobrej roboty. I to takiej, która z powodzeniem może znaleźć swoje miejsce na wystawie w galerii. Bardzo często zdarza się, że po wystawach zgłaszają się chętni do zakupu moich zdjęć. Czasem to kolekcjonerzy, a czasem ludzie, którzy po prostu dostrzegli coś w tych zdjęciach.

Chcesz powiedzieć, że wartością Twojej fotografii jest czas?

Na pewno. Ale też uczyłem się na klasykach. Teraz, gdy śledzę tysiące zdjęć, które powstają w nurcie tzw. fotografii ulicznej, zdaję sobie sprawę, że znaczna część kadrów z ulicy jest po prostu niczym, bez żadnego przekazu.

Próbowałam kiedyś na potrzeby zajęć ze studentami stworzyć definicję tego, czym jest fotografia uliczna współcześnie. Do głowy przyszły mi dwa hasła:„un-posed”i„in public”.

Dokładnie. David Gibsson powiedział, że fotografia uliczna to jest fotografia un-posed i in public. Nie lubię do końca definiowania. Popadłem nawet trochę w depresję, bo przez innych fotografów zostałem zaszufladkowany jako fotograf uliczny tym samym – nieco gorszy. Wszyscy oczekiwali ode mnie definicji i tego, by nadać tej fotografii dokładnego znaczenia. Nie obchodzi mnie to! Ja to czuję. Mam chwilę słabości, to idę na ulicę i szukam. Dobra fotografia uliczna to setki kilometrów i godzin spędzonych na ulicy. Ostatnio był u mnie w Londynie pan Marian Schmidt. Miałem przyjemność patrzeć, jak on pracuje na ulicy. Niby ma schowany aparat jak ja, ale cały czas jest gotowy do pracy. Mój guru fotograficzny pracuje dokładnie tak samo jak ja! Gdy go zapytałem, jaką fotografię wykonuje – odpowiedział, że czasem to fotografia uliczna, czasem portrety, a nawet krajobraz. A jak postrzegamy pana Mariana Schmidta?

Jako klasyka fotografii dokumentalnej, humanistycznej.

No właśnie. A jak kiedyś udzielałem wywiadu, to prezentacja mojej pracy była nazwana: dokument społeczny. To nie jest przypadkowe. Znowu odniosę się do klasyki. Henri Cartier-Bresson powiedział: „Każda sytuacja ma swój moment decydujący”.

Wierzysz w decydujący moment w fotografii?

Raczej wierzę.

Bill Brandt w jednym z wywiadów trochę wyśmiewał tę koncepcję. Mówił, że fotograf musi mieć po prostu szczęście.

Można to nazwać szczęściem. Dziękuję za to, że je mam, i że widzę te obrazy. Że w prostych, błahych sprawach dostrzegam to, co ważne.

Zawsze masz aparat ze sobą?

Ostatnio częściej patrzyłem w sufit. Taki był to czas w moim życiu. Generalnie, zawsze mam aparat ze sobą. Teraz na przykład mam ze sobą trzy różne

 

Za kilkanaście lat moje zdjęcia będą zapisem miejsca ‚ czasu, tego, jak ludzie się ubierali, zachowywali itd. To zapis zwykłych, codziennych, rutynowych zajęć, ale zauważonych w inny sposób

 

Moi koledzy fotoreporterzy zawsze narzekali na młode pokolenie, że kiedyś fotograf nie rozstawał się z aparatem. Idąc „na temat”, zawsze był przygotowany do naciśnięcia spustu, bo zawsze coś mogło wydarzyć się na ulicy. Teraz podobno młodzi fotografowie wyciągają aparat, gdy dotrą na miejsce.

No tak. Świetni reporterzy często robili niezwykłe zdjęcia uliczne. Robert Doisneau, Henri Cartier–Bresson, a nawet Robert Capa. Nawet gdy pracuję na zlecenie komercyjne, zawsze szukam sytuacji dla siebie. Teraz też ludzie chodzą z aparatem na szyi, ale po co im zaślepka na obiektywie? Widzę to i mogę się tylko śmiać.

Wcześniej nawiązałeś do tego, że wszyscy jesteśmy fotografami ulicznymi albo za takich się uważamy. Andrzej Zygmuntowicz w jednym z wywiadów skierował takie słowa do młodych fotografów:„Jeśli chcesz zacząć fotografować, zacznij od ulicy”.

Pierwsze zdjęcie w historii fotografii zostało wykonane z okna na ulicę. Czytając biografie fotografów, dowiadujemy się, że setki z nich rozpoczynało przygodę z fotografią właśnie na ulicy. Trzeba to jednak robić świadomie, a nie dlatego, że to jest modne.

Jest coś takiego, jak moda na fotografię uliczną?

Fotografia uliczna
Fotografia uliczna

Oczywiście. 12 lat temu, gdy ja zaczynałem, tego określenia,„fotografia uliczna”, nie było w Polsce. W Londynie poznałem fotografów, którzy zajmują się tym od 20 lat.

Co było momentem przełomowym, jeśli chodzi o rozwój i popularność fotografii ulicznej w Polsce?

To był chyba 2008 r. Było kilka osób, takich jak Alek Nowak, ja, i może jakieś dwa nazwiska. Wzajemnie się adorowaliśmy. Później postaci zaczęło być coraz więcej. Trochę mi serce krwawiło, gdy patrzyłem na to, co jest nazywane fotografią uliczną w Polsce, ale z drugiej strony – niech każdy pracuje tak, jak chce. Zgodnie z własną wrażliwością.

A Twoja wrażliwość? Gdy rozpoczynaliśmy rozmowę, powiedziałeś: „Te moje czarno-białe zdjęcia”. Przecież Ty pracujesz także w kolorze

Od niedawna. Wydaje mi się, że każdy musi się rozwijać. Joel Meyerowitz mówi, że każdy ma jaki proces w swoim życiu. Zazwyczaj trwa on siedem lat. Mniej więcej tyle czasu fotografowałem tylko w czerni i bieli. Po rozmowie m.in. z Mattem Stuar tem, zdecydowałem się spróbować pracy w kolorze. On właśnie powiedział mi, że czasy fotografii czarno-białej już minęły. Zakładałem zatem rolkę filmu w kolorze i robiłem zdjęcia. Wywoływałem je i patrzyłem na to i mówiłem:„Nie czuję tego”. Po trzech latach działania w kolorze jest lepiej.

 

 

Inaczej fotografujesz w kolorze, inaczej w czerni i bieli.

Fotografia czarno-biała jest bardziej wprost, a w kolorze wszystko musi być uzasadnione.

Nawet gdy pracuję na zlecenie komercyjne, zawsze szukam sytuacji dla siebie.Teraz też ludzie chodzą z aparatem na szyi, ale po co im zaślepka na obiektywie? Widzę to i mogę się tylko śmiać

Jeśli powiem, że Twój kolor jest bardziej dopracowany, to zgodzisz się ze mną?

Przyktadam więcej uwagi do fotografii w kolorze, to prawda.

Większą uwagę przykładasz do szczegółów w kolorze. W czerni i bieli więcej u Ciebie scen i relacji między ludźmi.

A to dobrze czy źle?

Nie oceniam tego. Bardzo różnią się od siebie te fotografie.

Mam świadomość tego, że to dwa różne światy. I to, co mówisz, świadczy o tym, że się rozwijam. Teraz pracuję nad książką, która będzie poświęcona tylko fotografii w czerni i bieli. Chcę zamknąć pewien etap. Wcześniej wykonywałem 95% zdjęć czarno-białych. Teraz będzie na odwrót.

Twoje fotografie wymagają bycia blisko drugiego człowieka. Zupełnie obcego człowieka. Często słyszysz od młodych fotografów, że boją się podejść do człowieka na ulicy w swoim mieście, a gdy już wyjadą, np. do Indii, strach znika?

Fotografia uliczna
Fotografia uliczna

Zawsze powtarzam: jak się boisz podejść do człowieka, to idziesz na festyn, gdzie jest dużo ludzi i oni nic ci nie mogą zrobić. Tak mi doradził kiedyś David Gibsson. Druga sprawa: potrzeba lat, by wypracować warsztat bycia niezauważalnym na ulicy. Popatrz na Joela Meyerowitza. Jak on chodzi z aparatem po ulicy, z tym swoim wielkim uśmiechem przyczepionym do twarzy, bije od niego taka energia, że ludzie nie zwracają uwagi na to, że robi zdjęcia. Z drugiej strony – jest Bruce Gilden. On ma inny sposób pracy, który akurat do mnie nie do końca trafia. Każdy musi znaleźć swoje podejście.

Mówisz o tym, że jesteś niezauważalny, nie przeszkadzasz ludziom. Ale podejrzewam, że zdarzyli się tacy ludzie, którzy nie chcieli być przez Ciebie fotografowani.

W ciągu dwunastu lat, miałem jedną sytuację, gdy ktoś był niezadowolony. Szukałem światła i akurat przejeżdżał facet na wózku inwalidzkim. Zapytał, czemu mu robię zdjęcia. Nie zrobiłem mu wtedy zdjęcia, więc powiedziałem mu, że możemy jechać do laboratorium, wywołać film i sprawdzimy, czy zdjęcie jest na negatywie. Facet odpuścił. Wielokrotnie byłem z innymi fotografami na ulicy, to prawie zawsze kończyło się awanturą. Dlatego chodzę sam. Jest też kilka sztuczek. Bierzesz aparat do oka i w momencie, gdy ktoś cię zauważy, mówisz:„Kurdę. Miałem takie ujęcie, a pan mi je zepsuł”. To jedna z metod. Albo po prostu po zrobieniu zdjęcia, wciąż udajesz skupienie na scenie. Ludzie wtedy odpuszczają.

Nie zdarzyło się do tej pory tak, że ktoś zobaczył swoje zdjęcie na Twojej stronie i prosił o usunięcie?

Nie. Może ktoś zauważył, lecz nigdy nikt nie prosił o usunięcie. Problem prawa do publikowania zdjęć z ulicy jest obecny także w rozmowach na zajęciach ze studentami. Zawsze im mówię: „nie zaczynajcie od końca. Najpierw zróbcie dobre zdjęcie”. W Anglii był taki pomysł, by ograniczyć prawa do wykonywania zdjęć na ulicy, ale iN-Public zrobiło wielką kampanię. Pomysł upadł. W pewnych momentach, fotografowanie na ulicy jest silniejsze od ciebie. Nie będziesz się silić na pozwolenia od ludzi na wykorzystanie wizerunku. Nie jestem nachalny typem, który wykorzystuje ludzi. Wręcz przeciwnie. Nie publikuję zdjęć w negatywnym kontekście.To bardziej fotografia galeryjna, czy wystawowa.

Chyba znalazłabym zdjęcia, które przeczą temu, co właśnie powiedziałeś.

Kobieta podciągająca rajstopy na ulicy.

Dokładnie. To, co mnie denerwuje w fotografii ulicznej, to operowanie stereotypami i prostymi, banalnymi wręcz kontrastami. Modelka z długimi nogami na plakacie, a pod spodem realna pani z dwiema siatkami w rękach i sporą nadwagą.

Tak. To najprostsza forma. Mam dużo takich zdjęć Lecz raczej ich nie publikuję.

Nie masz wrażenia, że ją ośmieszasz? Bohaterkę swojego zdjęcia?

Trochę tak, jednak chciałem pokazać, że w Anglii dziewczyny nawet z nadwagą noszą często bardzo krótkie spódnice i obcisłe ubrania.Totalna akceptacja własnego ciała.

To konkretne zdjęcie raczej o tym nie mówi.

Nie. Ale jest pewna swoboda w tej fotografii. Nie chciałem tej kobiecie w żaden sposób uwłaszczyć. Aczkolwiek Ty, osoba postronna, odebrałaś tą fotografię w inny sposób.

Fotografowie są na to skazani. Nad Twoimi zdjęciami może usiąść dziesięciu fotografów i dziesięciu krytyków, i każdy z nich dostrzeże coś innego. Świadome fotografowanie oznacza też odpowiedzialność za to, co się pokazuje. Twoje fotografie nie są podpisywane. Nie zamykasz nikomu drogi do własnej interpretacji.

Nie dbam o to. Niech każdy interpretuje na swój własny sposób. Nie chcę niczego narzucać. Aczkolwiek myśląc o książce, wiem, że będą podpisy: miejsce i czas wykonania zdjęcia. Anglia jest przesiąknięta fotografią, która potrzebuje rozbudowanego opisu, bo bez tego zdjęcie nic nie mówi. Ja tak nie chcę.

W Twojej fotografii dominuje pojedynczy obraz. Myślenie w kategorii cyklu jest trudniejsze?

Zdecydowanie łatwiejsze jest„myślenie cyklem”. Masz z góry narzucone, co chcesz zrobić i czego szukasz. To jest wszystko zaplanowane.„Make-up line”zrobiłem w ciągu trzech miesięcy.Tak samo „Everywhere I look l’m being looked at”- wszędzie bombardowały mnie oczy i byłem nastawiony na szukanie tego. Ci, którzy są fotografami, a nie doceniają fotografii ulicznej, nie mają wystarczających jaj, żeby spędzić na ulicy osiem godzin w poszukiwaniu jednego zdjęcia.

Czy możemy powiedzieć, że masz swojego mentora? Przywołujesz w tym wywiadzie jedną postać dość często.

Henri Cartier-Bresson? Nie. Nie jest moim mentorem, ani wzorem. Bardziej przywołuję go dlatego, że wszyscy go znają. Uważam, że Cartier-Bresson jest przereklamowany. Był arystokratą, który miał kasę i wymyślił sobie, że będzie robił zdjęcia. Robert Doisneau był lepszym fotografem. Jedna z dziennikarek kiedyś obraziła się na mnie za takie stwierdzenie.

Myślałam, że powiesz o Davidzie Gibsonie ziN-Public.

Wiele lat temu uczyłem się w Akademii Fotografii i zaczynałem robić zdjęcia na ulicy. Pan Andrzej Zygmuntowicz trochę się ze mnie śmiał:„Co ty człowieku robisz?”. W pewnym momencie zabrałem pana Andrzeja na piwo i zapytałem„Co robić?”. Powiedziałem, że myślę o wyjeździe do Anglii i rozpoczęciu nauki w londyńskiej szkole. Poradził „Jedź!” Po dwóch tygodniach siedziałem w autobusie do Anglii, trzymając w ręku legendarny Pozytyw. Otwieram pierwszą stronę, a tam iN-Public i zdjęcie Davida Gibssona. Banalna fotografia, ale piękna. Od tamtej pory, chciałem do niego napisać. Zrobiłem to po trzech latach. Zapytałem, co myśli o moich zdjęciach.

Po minie widzę, że reakcja nie była pozytywna?

Nie, nie była. Za to dał mi kilka wskazówek, m.in. taką„Zauważaj proste rzeczy, lecz w szczególny sposób”. Potem nasze prace wisiały na jednej wystawie. Teraz się znamy i rozmawiamy czasem. Wydał książkę o fotografii ulicznej i wspomniał o mnie jako o jednej z osób, które warto obserwować. Na początku, na pewno był moim mentorem, cenię sobie jego zdanie.

Miałeś taki okres, gdy chciałeś być w iN-Public?

Tak. Ale już nie chcę. Zobaczyłem, jak to wygląda od podszewki, a poza tym zrobiłem coś podobnego w Polsce. Wydaje mi się, że w tym całym towarzystwie wzajemnej adoracji z iN-Public stało się coś złego. Narzucili nowy trend w fotografii ulicznej: kolorowy, humorzasty, a ponadto chcieli decydować, kto jest, a kto nie jest fotografem ulicznym. Dostawałem takie sygnały, że robię zdjęcia, jak kolesie z iN-Public. Wysłałem swoje zgłoszenia, jednak oni odpisywali mi, że moje zdjęcia są słabe. Nie czuję, że jestem słabszy od nich. Pokazałem im, że w Polsce też są świetni fotografowie. Poza tym, ważniejsze jest wyrażanie siebie, niż przynależenie do czegoś.

Dziękuję za rozmowę.

Damian Chrobak

BIO: Rocznik 77, pochodzi z Jastrzębia Zdroju. Fotografia zainteresował się w 2003 r. i rozpoczął naukę w Akademii Fotografii w Warszawie. Po roku opuścił szkołę, chcąc szukać własnego głosu w fotografii. Wyjechał do Londynu, gdzie ukończył kurs Black&White Photography na Uni-versity of the Arts London. Street Photography i fotografia dokumentalna jest gatunkiem, który upodobał sobie najbardziej. Swoje zdjęcia pokazywał na wystawach grupowych i indywidualnych w Polsce i Europie. Od 2010 r. jest członkiem ZPAF-u, gdzie prowadzi warsztaty z fotografii ulicznej. Jest także pomysłodawcą i założycielem grupy fotograficznej Un-posed.

Facebook Comments
Załaduj więcej podobnych artykułów
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Dla wszystkich

Dodaj komentarz

Sprawdź też

Zarządzanie flotą wynajmowanego sprzętu budowlanego: Strategie maksymalizacji wydajności i minimalizacji przestojów

Efektywne zarządzanie flotą wynajmowanego sprzętu budowlanego jest kluczowe dla sukcesu ka…